~ I oto kolejny rozdział nowego opowiadania "Loving Strangers", z którego już na start jest bardzo zadowolona. Mam dużo fajnych pomysłów i chciałabym żebyście przeczytali i skomentowali. Wasza opinia jest dla mnie najważniejsza c:
~ Chciałam bym podziękować El, która jest moją betą i pomogła mi usunąć niedoskonałości ortograficzne z tego rozdziału c:
~ Wiem, że chcielibyście bym nadal pisała Yaoi i tego typu rzeczy, ale czy to wam się już nie znudziło? Jeśli może między fankami Yaoiców będą jacyś, których interesuje także Yuri to serdecznie zapraszam c:
Miłej lektury i cześć c:
~Hira
____________________________________________________
~ Rozdział 2 ~
Nie miałam wyboru. Musiałam zostać na noc u Jonathana. Nie chciałam się bardziej narażać. Po tym incydencie wczoraj, gdy on poszedł już spać, ja nie potrafiłam zasnąć. Całą noc leżałam na końcu łóżka byle jak najdalej od niego i szlochałam cicho w poduszkę. Udało mi się w końcu zasnąć gdy moje myśli przeniosły się na tajemniczego mężczyznę z wesela. Choć widziałam go tylko chwilę, zamieniliśmy kilka słów to myśl, że już się nie zobaczymy jest załamująca.
Obudziłam się rano za pomocą budzika. Gdy wstałam o godzinie siódmej rano, Jonathana nie było już w łóżku. Na szczęście.
Chwyciłam komórkę z nocnego stolika, weszłam do łazienki w sypialni i zamknęłam za sobą drzwi na zamek. Wybrałam numer Emily i zadzwoniłam :
- Melanie? Dzień Dobry! Jak noc poślubna?
- Emily, mam do ciebie pytanie - nie chciałam nawiązywać do tego tematu. Zbyt bolesne wspomnienia. Ciągle nie chcę o tym myśleć. - Wczoraj na weselu był taki mężczyzna. Wysoki, brązowe oczy i włosy...tańczyłam z nim raz...Wiesz może kim był? - zapytałam z nadzieją w głosie. Ale nawet gdyby wiedziała i znalazłabym go to co bym mu powiedziała?
- Nie wiem o kim mówisz. Na te wesele przychodzili znajomi i zabierali znajomych, którzy zapraszali znajomych, więc...
- Rozumiem - odpowiedziałam z wyraźnym smutkiem w głosie.
- A coś się... - nim zdążyła dokończyć rozłączyłam się, słysząc nawołującego mnie Jonathana. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam go w drzwiach. Miał na sobie jedyne czarne dżinsy i białą koszulę włożoną w spodnie.
- Tu jesteś, kruszynko - mówi obrzydliwie słodko, podchodząc do mnie i całując w policzek. - Jadę zaraz na spotkanie, na które czekałem bardzo długo. Nasza firma może zacząć w końcu współpracować z jedną z najbardziej dochodowych firm w kraju specjalizujących się projektowaniem różnorodnych budynków zaczynając od małych domków, a kończąc na drapaczach chmur. Do tego jeszcze zajmują się projektowaniem wyposażenia domowego. Ich marka jest na prawdę znana na świecie. W tej firmie pracują najbardziej znani architekci i projektanci na ziemi. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak długo moja rodzina ubiegała się o to spotkanie, ale nagle niespodziewanie zadzwonili do mnie dzisiaj rano prosząc, bym przyjechał tak szybko jak to możliwe. Nadal mnie to dziwi - mówił z wielką fascynacją w głosie. - A, że teraz ty też będziesz panią w tej rodzinie chciałbym, żebyś pojechała ze mną - chwycił mnie za dłonie i obydwie pocałował. - Pojedziesz? - zapytał, patrząc mi w oczy.
Westchnęłam po czym kiwnęłam głową, a on uśmiechnął się szeroko, czego dawno nie robił. Współpraca z tą firmą musi być dla niego na prawdę ważna.
- Ubierz się ładnie i widzimy się na dole - pocałował mnie w czoło i zniknął z pokoju.
Weszłam z powrotem do łazienki, by zrobić coś z włosami. Po długich męczarniach postanowiłam w końcu spiąć je jedynie w koński ogon i tak też zrobiłam. Umyłam zęby i pomalowałam rzęsy tuszem.
Gdy wyszłam z pokoju i otworzyłam drzwi do garderoby na zewnątrz, usłyszałam wołanie.
- Mel, pośpiesz się!- Już idę.
Cała garderoba wypełniona była przeróżnymi ubraniami, które kupił mi Jonathan. Nie chciałam ich używać, ale na taką okazję postanowiłam ubrać jedną z nowych sukienek. Chciałam ładnie wyglądać i zrobić dobre wrażenie. Wybrałam kremową na ramiączkach, sięgającą kolan. Delikatny materiał idealnie lał się w dół od przewijanego pasa pod piersiami. Do tego dobrałam czarną kopertówkę, w tym samym kolorze buty na obcasie i szybko zeszłam na dół.
- Melanie, wyglądasz pięknie - przy drzwiach zastałam już gotowego Jonathana. Do swojego stroju włożył jeszcze czarną marynarkę.
- Dziękuję - otworzył mi drzwi, a ja od razu skierowałam się do stojącego przy bramie srebrnego samochodu. Jonathan otworzył mi drzwi i gdy wsiadłam, zamknął je, a następnie usiadł na swoim miejscu kierowcy. Włączył muzykę, a w samochodzie rozległ się anielski głos jakiejś kobiety, jednak nie znam jej i wolałam o nią nie pytać.
Poranek był na prawdę piękny. Początek lata, a pogoda zdaje się już być na prawdę ciepła i przyjemna. Aż chce się wychodzić z domu. Przemierzaliśmy ulice Nowego Yorku by, jak się okazało, podjechać pod jeden z najwyższych budynków w kraju. Wow. Właściciel tego miejsca musi być na prawdę bogaty.
Hol był na prawdę nowoczesny i wielki. Ściany i sufit miały kolor śnieżnobiały, a podłoga pokryta była srebrnymi, dużymi kafelkami, w których można by się przejrzeć jak w lustrze. Przy recepcji, wejściu oraz przy windach stały jeszcze drzewka w dużych doniczkach. Wszystko idealnie grało ze sobą wyglądając naprawdę perfekcyjnie.
- Dzień dobry. Byliśmy umówieni z...prezesem - stwierdził, po krótkim namyśle, bo chyba sam nie wiedział nawet ja ma na imię.
- Jakie nazwisko? - zapytała śliczna recepcjonistka siedząca za ladą. Brązowe włosy spięte w niezdarny warkocz, duże, szare oczy podkreślone tuszem i eyelinerem oraz drobne usteczka pomalowane różową szminką. Ubrana była w czarną spódnicę, białą koszulę, a na to był zarzucony tylko szary sweterek.
- Luke. Jonathan Luke - odpowiedział, będąc dumnym ze swojego nazwiska. Recepcjonistka przejrzała coś w komputerze po czym uśmiechnęła się do Jonathana.
- Tak. Prezes spodziewa się pana. Zapraszam do winy i na ostatnie piętro. Tam proszę podejść do recepcji i zapytać o resztę, dobrze?
- Oczywiście. Do widzenia pani - czy on właśnie puścił jej oczko?
Weszliśmy do windy, która ruszyła na 48 piętro. Wow.
Jonathan ani razu od wyjścia z domu się do mnie nie odezwał. To dobrze. Bardzo dobrze, ale jednocześnie dziwne.
Zaczęłam się zastanawiać ile lat może mieć taki prezes, który osiągnął taki sukces? Na pewno jest już w podeszłym wieku. Ale czego można się spodziewać.
Kolejna ładna recepcjonistka wprowadziła nas do sali konferencyjnej, gdzie przy wielkim oknie ciągnącym się przez całą ścianę stał w ciszy mężczyzna popijając wino, w trzymającym w dłoni kieliszku. wyglądał przez okno na piękną panoramę miasta.Widziałam tylko kontury jego ciała przez wpadające do środka światło. Okno miało kierunek na wschód.
- Dzień dobry - odezwał się się Jonathan, wchodząc głębiej, a ja od razu pomaszerowałam za nim.
- Usiądźcie - odezwał się, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Skądś znam ten głos.
Zastanawiam się skąd wie, że Jonathan jest z kimś? Na pewno powiedział mu ktoś z recepcji.
Usiedliśmy przy długim stole i w ciszy czekaliśmy na jakąkolwiek reakcję ze strony mężczyzny. Nie wiem dlaczego, ale nagle zaczęłam się strasznie denerwować.
Odwrócił się do nas. W jednej dłoni trzymał kieliszek, kiedy druga spoczywała w przedniej kieszeni ciemnych dżinsów. Powolnym, ale pewnym krokiem podszedł. W spodnie miał jeszcze włożoną pudrową koszulę, której rękawy były zaciągnięte nad łokcie, a trzy guziki przy kołnierzyku były odpięte.
Moje ciało oblewa gorąc.
To on...
- Dzień dobry - wyciągnął dłoń w kierunku Jonathana, a ja patrzyłam na niego w zaniemówieniu. - Nazywam się Lou Ridden.
Lou...
- To ty! - Jonathan nie odwzajemnił uścisku tylko wstał wściekły, uderzając dłońmi o blat stołu. Podskoczyłam ze strachu. - To ty wczoraj przystawiałeś się do mojej żony! - chyba zapomniał z kim rozmawia. Jonathan, uspokój się.
- Przestań - szepnęłam cicho, ciągnąc go za rękaw marynarki, ale on natychmiast wyrwał się z mojego uścisku.
Świetnie...Co on sobie teraz o mnie pomyśli?
- Słuchaj, ty skurwielu. Jeśli jeszcze raz...!
- Nie wiem czy jeden taniec jest gorszy od kilkunastu zdrad... a może i kilkudziesięciu? - napił się trochę wina, patrząc gdzieś w ścianę z miną jakby się nad czymś zastanawiał.
Co miał na myśli poruszając temat zdrady?
Lou pewnym wzrokiem, bijącym charyzmą, spojrzał na Jonathana, a ten w zaniemówieniu usiadł na krześle. Nic nie mówił. Jego oczy szeroko otwarte, usta drgające. Patrzyłam na niego w szoku. Nigdy nie widziałam go takiego. Czy to możliwe, że został pokonany na słowa? Ta "zdrada" tak na niego wpłynęła? Dlaczego?
- Tak myślałem, że to spotkanie będzie tylko stratą mojego cennego czasu - podszedł do małego stolika przy ścianie, który pokryty był białym obrusem, a na nim stała butelka szampana. Dopił zawartość w swoim kieliszku i postawił tam naczynie, ponownie wsuwając dłoń do kieszeni. Spojrzał na w moim kierunku, a mnie dopadło gorąco. Moje wargi rozchyliły się mimowolnie, gdy dosłownie pożerał mnie wzrokiem. - Choć może nie do końca - uśmiechnął się tajemniczo.
Oh...
Poczułam brutalny dotyk Jonathana na dłoni po czym wstał i pociągnął mnie do wyjścia. Zanim wyszliśmy z sali konferencyjnej, spojrzałam ostatni raz na Lou, który cały czas mnie obserwował.
Kazał mi wsiąść do samochodu, a sam został na zewnątrz, by porozmawiać przez telefon. Przez szybę samochodu widziałam, że jest bardzo zdenerwowany. Przechodni przechodzący obok niego przyśpieszali, bojąc się jego krzyków. Postanowiłam troszkę otworzyć okno, by podsłuchać jego rozmowy.
- Mówię ci, że wie!...Nie wiem skąd wie!...No...To nie może pójść dalej...Nie wiem co zrobimy...Skarbie, ja...Nie, żadna się nie dowie. Obiecuje to sobie. Nie pozwolę na to...Nie pozwolę mu zniszczyć tego, na co tak długo musiałem pracować...Eh, rozumiem...nie pozwolę jej się nigdzie ruszyć - spojrzał na mnie wściekle spod czoła.
Co..?
Czy ta rozmowa teraz tyczyła się mnie? Nie może trzymać mnie pod kloszem.
Jonathan tak bardzo się zdenerwował dopiero gdy wyszliśmy...nie. Zdenerwował się jak... "Nie wiem czy jeden taniec jest gorszy od kilkunastu zdrad... a może i kilkudziesięciu?".
- Widzimy się później. Cześć - rozłączył się i szybkim krokiem ruszył w stronę samochodu, po czym wsiadł do niego.
O nie...okno.
Jonathan zapalił samochód i natychmiastowo ruszył.
- Gdzie jedziemy?
- Jadę zawieść cię do naszego domu - dał duży nacisk na "naszego". Kiedy ja nie chce tam jechać. - A później jadę coś załatwić.
- Zawieź mnie do Emily - odezwałam się cicho, bojąc się reakcji z jego strony.
- Absolutnie nie. Chyba wcześniej ja...
- Zawieź mnie do Emily! - podniosłam znacząco głos, a on zatrzymując się na światłach spojrzał na mnie zszokowany. Prychnął i nerwowo przeczesał włosy, ściągając usta w cienką linię. Nie dobrze...
Jednak nie odezwał się tylko zawrócił i podwiózł mnie pod mały domek jednorodzinny, gdzie mieszkam razem z Emily. Domek podarowali nam jej rodzice z okazji ukończenia studiów.
- Zadzwoń, gdy będę miał cię odebrać i ...
- Zostaję tu dzisiaj - powiedziałam cicho i szybko wyszłam, kierując się do drzwi. Gdy odwróciłam się, by sprawdzić czy nadal tu jest, był i patrzył na mnie. Zadzwoniłam do drzwi błagając w duchu, żeby była w domu. Nie wytrzymam z nim już dzisiaj.
W końcu drzwi otworzyły się, a ja od razu wskoczyłam do środka.
- Witam pannę młodą - uśmiechnęła się do mnie i mocno przytuliła. - Jak się...- zapytała, zamykając drzwi jednak nagle przerwała, przyglądając mi się uważnie. - Co ci się stało? - zapytała, podchodząc do mnie.
- C-co? - odsunęłam się, nie wiedząc o co chodzi.
Chwyciła mnie za podbródek i odwróciła moją głowę, by przyjrzeć się lewemu policzku. Przejechała po nim palcem, a ja wyrwałam się z jej uścisku, czując ból. Minęłam ją i weszłam do łazienki, spoglądając w lustro. Na lewym policzku przy linii szczęki miałam czerwoną plamę. Na pewno powstała przez wczorajsze...uderzenie.
- Co ci się stało? - tym razem głos Emily był już stanowczy i wściekły. Spojrzałam na nią, a ona stała w drzwiach łazienki z założonymi, na piersiach, rękoma. Zawsze była dla mnie jak matka, a gdy coś mi się stało lub przez kogoś byłam smutna, mogła tej osobie nogi powyrywać. Jonathanowi by się przydało, ale nie chcę wiedzieć co by się ze mną stało gdyby wyszło, że naskarżyłam.
- Nic - to była najgłupsza odpowiedź jaką tylko mogłam w tym momencie użyć.
- Nic?!
- Jaa...przewróciłam się tylko na schodach wczoraj. Ta sukienka była zbyt długa i potknęłam się.
- Oh...Mel. Zawsze zrobisz sobie coś głupiego. Gdzieś w kuchni mam maść na stłuczenia - wyszła na pewno by poszukać wymienionej rzeczy.
Nie wierzę, że to łyknęła.
Zaczęłam się zastanawiać co by było, gdyby dowiedziała się, co tak na prawdę spowodowało tę ranę.
Wybrałyśmy się z Emily wieczorem do dobrego klubu w mieście. Cieszę się, że pożyczyła mi swoje krótkie, dżinsowe spodenki i luźną, turkusową koszulkę, odkrywającą jedno ramię. Wybłagałam od niej jeszcze czarne conversy, bo na prawdę mam już dość szpilek jak na kilka dni.
Czekałyśmy trochę w kolejce, ale w końcu udało nam się wejść. Zajęłyśmy dwa miejsca przy barze i od razu zamówiłyśmy dwa kufle piwa. Tak, to jest to, czego właśnie potrzebuję. Trochę odciąć się od świata zewnętrznego.
Przez całe popołudnie dzwonił do mnie Jonathan, ale ani razu nie odebrałam. Najpierw wyciszyłam telefon, a po chyba, pięćdziesięciu nieodebranych połączeniach wyłączyłam. Mam go dość. Dość jego patrolowania i rozkazywania mi. Nie chciałam wiedzieć jak wściekły musiał być na mnie.
Opowiedziałam Emily o tajemniczym mężczyźnie, o imieniu Lou, który prosił mnie o taniec na weselu. Powiedziałam jej gdzie pracuje oraz jak rodzina Luke stara się o współpracę z nim, gdzie dobrą okazję zniszczył Jonathan. Emily podsunęła mi dobrą myśl. Jeśli rodzina Luke oraz jej nie znają go, to skąd wziął się na weselu? Jeśli jakaś z bliskich osób rodziny znałaby go, to Jonathan miał by tę rozmowę już wcześniej tyle, że zapewne przebiegłaby ona całkowicie w inny sposób. Znów przypomniały mi się słowa "Ważne, że ja w końcu poznałam panią". Poznałam?
Właśnie. Poznałam? Chciałabym? Obserwowałam? Nie mogło przecież tyle razy mi się przesłyszeć. Ale...Nie. To przecież niemożliwe. To jest w stu procentach wiadome, że na pewno mi się przesłyszało. Lou Ridden. Właściciel oraz prezes jednej z najlepszych firm w kraju. Muszę przestać myśleć o takich głupotach. Byłam już wtedy zmęczona. Tak. To na pewno to.
Nie wiem ile wypiłam, ale zaczęło mi się kręcić w głowie. Emily upominała mnie, że mam słabą głowę, ale ja nie słuchałam. Świetnie.
- Mel, skoczę tylko do łazienki. Nigdzie. Się. Stąd. Nie. Ruszaj. Ok? - mówiła wyraźnie, bo muzyka w klubie była na prawdę głośna. Jakieś dubstepy i inne tego rodzaju. - Zaraz wrócę, rozumiesz?
Kiwnęłam głową, a ona jeszcze raz wskazała na mnie palcem, wspominając swoje słowa po czym zniknęła w tłumie tańczących na parkiecie, osób. Zaczęłam myśleć o Lou.
Lou...na same wspomnienie o jego oczach zrobiło mi się gorąco, a przez alkohol uczucie było podwojone.
Ah...tak bardzo chciałabym mieć go tu i teraz.
Zaczęłam się niecierpliwić. Emily długo nie wracała z łazienki. Czyżby pochłonął ją wir deski klozetowej?
Chwila...co?
Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo znajomego nie zauważyłam. Nie wiem która jest nawet godzina. Ile siedzę tu już sama? Muszę jej poszukać.
Zsunęłam się w wysokiego krzesła i postawiłam nogi na podłodze. Od razu
musiałam się chwycić blatu, bo nieźle bym upadła na podłogę. Co ja
narobiłam... Nie. Dam radę.
Postawiłam kok, który nie wyglądał już na pewno tak dobrze jak rano, po czym zrobiłam kolejny w przód i wpadłam na osobę siedzącą obok mnie. Opierając się o uda tej osoby, starałam się podnieść do pionu co marnie mi szło. Białe dżinsy, czarne, eleganckie buty...i czarna koszula włożona w spodnie.
- Przepraszam...pana - stanęłam do pionu jednak ktoś przechodzący, trącąc mnie ramieniem, spowodował, że wylądowałam ponownie na mężczyźnie, tyle że tym razem z twarzą w łączeniu się jego szyi i ramienia.
Ah...jaki zapach...
Postawiłam kok, który nie wyglądał już na pewno tak dobrze jak rano, po czym zrobiłam kolejny w przód i wpadłam na osobę siedzącą obok mnie. Opierając się o uda tej osoby, starałam się podnieść do pionu co marnie mi szło. Białe dżinsy, czarne, eleganckie buty...i czarna koszula włożona w spodnie.
- Przepraszam...pana - stanęłam do pionu jednak ktoś przechodzący, trącąc mnie ramieniem, spowodował, że wylądowałam ponownie na mężczyźnie, tyle że tym razem z twarzą w łączeniu się jego szyi i ramienia.
Ah...jaki zapach...
- Przepraszam - wstałam szybko i czując jak policzki mnie pieką,
pijackim krokiem uciekłam w tłum tańczących osób. Jak mogę być taką
niezdarą?
Atmosfera między imprezowiczami nie była przyjemna i niezbyt dobrze wpłynęła na moje samopoczucie. Zapach alkoholu, papierosów, potu...od tego wszystkiego zachciało mi się zwrócić wszystko co dzisiaj zjadłam i wypiłam...choć nie...tylko to co wypiłam. Nic dzisiaj nie zjadłam.
W łazience, ani w pobliżu, nigdzie nie potrafiłam znaleźć Emily. Zaczęłam się denerwować. Zniknęła może około godziny temu? Jest już późno.
Obok mnie nagle wszczęła się ostra bójka jakiś dwóch pijanych gości. Nie wiem o co, ale zaczęli się szarpać przez co i ja dostałam w ramię. Straciłam równowagę i upadłam na kolana. Poczułam jak wszystko mi się zwraca.
Nie. Proszę. Nie teraz.
Atmosfera między imprezowiczami nie była przyjemna i niezbyt dobrze wpłynęła na moje samopoczucie. Zapach alkoholu, papierosów, potu...od tego wszystkiego zachciało mi się zwrócić wszystko co dzisiaj zjadłam i wypiłam...choć nie...tylko to co wypiłam. Nic dzisiaj nie zjadłam.
W łazience, ani w pobliżu, nigdzie nie potrafiłam znaleźć Emily. Zaczęłam się denerwować. Zniknęła może około godziny temu? Jest już późno.
Obok mnie nagle wszczęła się ostra bójka jakiś dwóch pijanych gości. Nie wiem o co, ale zaczęli się szarpać przez co i ja dostałam w ramię. Straciłam równowagę i upadłam na kolana. Poczułam jak wszystko mi się zwraca.
Nie. Proszę. Nie teraz.
Nagle ktoś mnie złapał w talii i pomógł wstać.
- Emily? - zapytałam cicho gdy już stałam w pionie, opierając się o kogoś plecami. Moja głowa bezwładnie opadła na czyjeś ramię. To nie Emily. Ten ktoś jest ode mnie wyższy.
Słabo mi...
Moje powieki powoli zaczęły opadać i już nie chciały mnie słuchać. Zmęczenie dało górę.
Czuję coś przyjemnego...ten zapach...
- Wszystko będzie dobrze, skarbie - cichy szept obok ucha. Już niesłyszalny. Gdzieś w oddali.
Jestem skarbem. Jestem skarbem, a ty moim piratem. Znajdź mnie.
Już odpłynęłam?
- Emily? - zapytałam cicho gdy już stałam w pionie, opierając się o kogoś plecami. Moja głowa bezwładnie opadła na czyjeś ramię. To nie Emily. Ten ktoś jest ode mnie wyższy.
Słabo mi...
Moje powieki powoli zaczęły opadać i już nie chciały mnie słuchać. Zmęczenie dało górę.
Czuję coś przyjemnego...ten zapach...
- Wszystko będzie dobrze, skarbie - cichy szept obok ucha. Już niesłyszalny. Gdzieś w oddali.
Jestem skarbem. Jestem skarbem, a ty moim piratem. Znajdź mnie.
Już odpłynęłam?